Leniwy, letni poranek. Słoneczko dogrzewa. Obciążona siatami w rękach, wracam z szybkich zakupów na osiedlowym bazarku. Wyłaniam się sprintem zza zakrętu, truchtając prężnie w kierunku własnego bloku. Nagle koło osiedlowego sklepiku zauważam JEGO!
Drobniutki i chudziutki, wydawałoby się, że byle wiaterek zdmuchnie go z chodnika. Siwiutki, stoi lekko przygarbiony nad wielkimi wiadrami pełnymi smakowitości. Ich zawartość własnoręcznie i pieczołowicie przez NIEGO zbierana w okolicznym lesie.
JAGODOWY DZIADEK, bo to o nim mowa, znowu zawitał w moje osiedlowe progi! Fioletowe kuleczki troskliwie odmierza litrowym słojem licznym amatorom jagodowych wrażeń. Co i rusz się filuternie uśmiechnie kącikiem ust do babci skuszonej do zakupów. Cichutkim głosikiem o 10 złotych poprosi. Czasem zainteresowanemu młodzieńcowi kilka technik zbieractwa szeptem zdradzi. Zawsze miły, uprzejmy do bólu i nadzwyczajnie spokojny.
Nie jestem nigdy w stanie przejść obok NIEGO bez postoju na litr "najświeższych jagódek" - jak to czarująco DZIADEK zachwala. Z zakupem odchodzę w sielankowym nastroju, mimo że chudsza o 10 złotych, kompletnie rozbrojona urokiem JAGODOWEGO STARUSZKA.
Jakoś zawsze te JEGO jagody z większym smakiem podjadam, niż ich odpowiednik z osiedlowego bazarku. Gdy widzę pierwsze fioletowe kuleczki dostępne w sklepikach w danym sezonie, zawsze pierwszą myślą wybiegam w kierunku DZIADKA, zastanawiając się czy już wkrótce znowu się z plonami swojego zbieractwa pojawi.
Ostatnimi laty UROCZEGO STARUSZKA nie widać... JAGODOWY DZIADEK nie przycupnął na skraju chodnika z wiaderkami fioletowych kuleczek już od dawna... Jagody jakoś nie smakują już tak samo... Gdzie się podział? Chyba wole nie znać odpowiedzi... Bo nie wyobrażam sobie, aby już nigdy "najświeższych jagódek" od JAGODOWEGO DZIADKA nie kupić...
Składniki na ok. 25 placuszków - czyli porcja dla 3 osób:
- 2 kostki twarogu (po 200g) - chudy lub półtłusty
- 4 jaja - duże, lub 5 małych
- 5 łyżek mąki pszennej - czubate
- 2 łyżki cukru - płaskie
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia - płaska
- 1 mały cukier wanilinowy (16g) - lub 1 płaska łyżka domowego cukru waniliowego (wyrób własny TU)
- szczypta soli
- 2-3 garście świeżych jagód
Nakładać łyżką na rozgrzany olej na patelnię. Smażyć na złoty kolor z obu stron. Trzeba uważać i pilnować smażenia, bo ze względu na dużą ilość twarogu i świeże owoce, placuszki lubią się przypalać. Po zdjęciu z patelni odłożyć na papierowy ręcznik do odsączenia z tłuszczu.
Przed jedzeniem można lekko posypać cukrem pudrem. Placuszki wychodzą puszyste, z wyczuwalnymi drobinkami twarogu, niezbyt słodkie, z cudownym posmakiem jagód. Poezja :)
Urokliwa ta opowieść o jagodowym dziadku :).. Szkoda, że się gdzieś zapodział. A placuszki wyglądają smakowicie :).
OdpowiedzUsuńLiczę, że Jagodowy Dziadek jeszcze kiedyś powita mnie z uśmiechem znad wiaderka fioletowych kuleczek. Nie wyobrażam sobie, aby było inaczej...
UsuńWspaniałe! Prezentują się obłędnie. Zrobię je jak najszybciej :D
OdpowiedzUsuńSzczęściara, że masz jeszcze dostęp do jagód, u mnie już niestety6 się skończyły, buuuuu :(
UsuńFajne puchate te cudeńka <3 Jagody już kochamy za sam kolor :D
OdpowiedzUsuńKolor i smak lata w małej, jagodowej pigułce :)
UsuńWspaniałe są te placuszki :-) i niech Jagodowy Dziadek się szybko odnajdzie :-)
OdpowiedzUsuńGorąco sobie i Jagodowemu Dziadkowi tego życzę, aby za rok zawitał przy osiedlowym chodniku, zaopatrzony w wiaderka jagodowej dobroci :)
UsuńDobrze, że jeszcze przy lasach można kupić jagody, bo bym nie wytrzymała do następnego sezonu :D
OdpowiedzUsuńNiestety moi lokalni, osiedlowi zbieracze już zdążyli się przerzucić na borówki - jagód ani widu ani słychu... :(
UsuńJestem przeszczesliwa, ze trafiłam na ten blog wzbogace przepisnik o nowe zapiski: )
OdpowiedzUsuńRaju, jak mi niezmiernie miło, że blog i moje przepisy się podobają :) Liczę na relacje z gotowania i pieczenia ;)
UsuńPysznie wyglądają schrupalabym:)Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne :)
Usuń