Strony

wtorek, 7 czerwca 2016

Ciasteczko pocieszenia dla podłego blogera kulinarnego

Bloger kulinarny - osobnik gorszego sortu i podlejszego gatunku...


Dziś trochę wynurzeń będzie. Nadal w tematyce kulinarnej, ale z domieszką spostrzeżeń osobistych. Temat ciągle mnie "gryzie", mimo iż kilka dni już minęło od samego wydarzenia. Być może podzielenie się nim na szerszych łamach pomoże mi uporać się z kwestią szybciej.

Ostatnio ja - bloger kulinarny - poczułam się jako osoba gorszego sortu i podlejszego gatunku. Moje wychuchane, hołubione i z pieczołowitością tworzone przepisy, potraktowano jako odrażający spam. Tylko i wyłącznie dlatego, że ośmielam się "raczyć" nimi kulinarną społeczność za pomocą bloga.

Wszystko zaczęło się od dodania do fejsbukowej grupy kulinarnej - w której byłam zrzeszona i zaaprobowana jako członek od dobrych kilku tygodni - kolejnego mojego przepisu, na kolejny mój eksces kulinarny. Zdjęcie - załadowane! Składniki i opis przygotowania - dodane! Link do przepisu z bloga - jest, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał podejrzeć więcej fotek i dokładniejszą relację z kucharzenia. Gotowe! 

Od miesiąca właśnie w taki dokładnie sposób w grupie się regularnie udzielałam, oczywiście oprócz pieczołowitego komentowania i "lajkowania" innych współtwórców. Nagle okazało się że tak nie wolno, bo mój link - zaznaczam, że stanowiący tu jedynie dodatek do zdjęcia i treści całego przepisu - jest bezczelną i obrazoburczą reklamą, a ja przez to jestem "be" i w ogóle jak śmiem w ten sposób pobratymców w grupie bulwersować. Bo te linki to przecież zło diabelskie, wstrętny spam, a ja najwyraźniej bezczelnie zmuszam czytających do klikania weń. No dobrze, wyolbrzymiam tu zdeczko, przyznaję... 

Zostałam grzecznie poproszona o usunięcie linka. Faktycznie powinnam to zrobić bez zbędnego gadania i jakiejkolwiek polemiki. Założyciele grupy takie przyjęli zasady: kompletny brak reklamy - takie ich prawo, a mój obowiązek się dostosować. 

Dociekliwa jednak jestem z natury i chciałam się dopytać o sens i głębsze dno takiego założenia. Wcielając się w rolę adwokata diabła, jestem w stanie zrozumieć zniesmaczenie założycieli, gdy grupa zalewana jest postami w postaci samych linków, w które trzeba wejść, jeśli przepis chce się w ogóle podejrzeć. Człowiek z natury leniwy i konformistyczny jest, chce mieć wszystko podane na tacy, podążenie śladem linka to już nadmierny wysiłek. Jak wspomniałam - jestem w stanie taką postawę zrozumieć.

Ale nie rozumiem zakazu linkowania, który dotyczy również postów zawierających wszystko co trzeba: obcykany na zdjęciach efekt kucharzenia i dokładny opis procedury przygotowania, gdzie link jest tylko mało znaczącym dodatkiem dla bardziej dociekliwych. Znaczy nie mogę własnej potrawy w ogóle sygnować swoim nazwiskiem? Bo właśnie takim symbolicznym nazwiskiem jest według mnie podlinkowanie do troskliwie pielęgnowanego i ukochanego dziecka swojej pasji - własnego bloga kulinarnego

Założyciele grupy promując taką postawę, praktycznie wysyłają w głębiny sieci sygnał, że blogerów nie trawią i nie chcą mieć z nimi nic wspólnego. Cóż... W zasadzie to też ich prawo... Ale nie można było od razu w regulaminie napisać prosto z mostu: Blogerów nie przyjmujemy! A nie dyscyplinować kogoś po kilku tygodniach współtworzenia grupy, zaciskania grupowych więzi i entuzjastycznym współdzieleniu się swoimi kulinarnymi ekscesami. Gorycz z obcesowego potraktowania jest wtedy nieuchronna.

Już pomijam w ogóle kwestię, że osobiście trochę inaczej rozumiem wyrażenie: "nie reklamujemy blogów"... Ale może to tylko moje widzimisię...  Administratorom grupy nie przeszkadzało zdjęcie z widocznym logiem, ani umieszczenie w przepisie notki skąd on pochodzi - "błe" był tylko link do bloga... Gdzie tu sens, a gdzie logika?

Reasumując, przedstawiona powyżej kwestia jest mocno infantylna - wiem, wiem... Problem w ogóle nie zasługuje na miano problemu. Administracja - tu akurat grupy kulinarnej - ma zawsze rację i prawo do dyscyplinowania wyłamujących się z trendu członków. Logicznie patrząc - po co robić szum?

Natura ludzka jednak nie z samej logiki się składa. Gdzieś tam bulgoczą również odczucia rozgoryczenia, rozżalenia i zdeprymowania. Tyle się mówi o równouprawnieniu, wolności poglądów i równości wobec innych. Chyba za szybko uwierzyłam w te szlachetne wartości.

Stan rzeczy taki, że jako bloger kulinarny poczułam się potraktowana jako osoba gorszego sortu i podlejszego gatunku. Czy to faktycznie dyskryminacja ze względu na blogowanie, czy moja bujna wyobraźnia? Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć... Bo taka wiedza jeszcze by za mocno podkopała moją i tak już mocno nadszarpniętą wiarę w "wiecznie żywe" wartości...

Nic to, zjem sobie ciasteczko na pocieszenie :)  Dawka słodyczy na podły humor to zawsze skuteczne lekarstwo :)

Składniki na 1 blachę ciasteczek:
  • 1 opakowanie gotowego ciasta francuskiego
  • 1 słoik domowego dżemu z czarnej porzeczki - musi być gęsty, mięsisty, odparowany
  • 1 jajko - roztrzepane do posmarowania po wierzchu przed pieczeniem

Z ciasta francuskiego powykrajać kieliszkiem małe koła. Połowę z nich zostawić tak jak są. Drugą połowę ponacinać podłużnie w kilku miejscach nożem, ale tak, aby nie dociąć do brzegów. 

Na mini-blaty z ciasta wyłożyć po połowie łyżeczki gęstego dżemu. Przykryć ponacinanymi okręgami. Zacisnąć nadzienie między płatami ciasta za pomocą widelca, tworząc charakterystyczny rant. 

Tak uformowane ciasteczka poukładać na blasze do pieczenia wyłożonej papierem do pieczenia. Posmarować z wierzchu roztrzepanym jajkiem.

Piekarnik rozgrzać do 220C, wstawić blachę z ciastkami, piec ok 15 minut do zarumienienia się ciasta francuskiego. Studzić na metalowej kratce.

Smacznego :)

Wiosenne słodkości 2016

18 komentarzy:

  1. Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś i na podsumowanie powiem tylko tyle ze z takich grup szybko uciekam. Żeby się nie denerwować więcej pisała o tym nie bede.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochana za dobre słowo. Już stamtąd uciekłam, ale niesmak niestety pozostał...

      Usuń
  2. Ciasteczka z ciasta francuskiego zawsze najbardziej smakują nam na ciepło i już nie raz sobie język poparzyłyśmy jeszcze gorącym nadzieniem xD
    Kiedyś zarejestrowałyśmy się na jednym z portali kulinarnych i oczywiście wszystkie zdjęcia musiały być bez linków itd co oczywiście wiedziałyśmy. Ale przyczepiono się, że przepisy są skopiowane z naszego bloga... zaproponowano nam, że jak zmienimy opis sposobu przygotowania przepisu to wtedy go zaakceptują... jaki był w tym sens? Przecież sposób przygotowania musi być taki sam a zamiana słów na synonimy cokolwiek w nim zmieni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No fakt, ciężko wyczekać aż pierwsza partia ostygnie na tyle, by nie poparzyć podniebienia ;)

      No kurczę, to już jest bezczelność, mieć pretensje o to, że wstawiacie swój własny przepis, którego jesteście jedynymi Właścicielkami i Autorkami. To Wasza broszka, gdzie go umieszczacie - może to być sam blog, a może być też dodatkowo kilkanaście innych portali kulinarnych! Wasza własność - możecie z nią robić co chcecie. Nie jarzę jak ktokolwiek może mieć względem tego pretensje...

      Usuń
    2. Dlatego od razu usunęłyśmy się z tego portalu :P

      Usuń
  3. To dziwne, bo w tych grupach co jestem najczęściej podaje się link do bloga - do przepisu. Widocznie nie ta grupa;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc ja od teraz właśnie tylko w takich grupach staram się być zrzeszona :) Gdzie nikt nie ma do mnie pretensji za kulinarne blogowanie i podklejanie do przepisu dodatkowo linka.

      Usuń
  4. Mnie spotkało to samo, ale ja z tych wrednych, bo sam link wrzuciłam :) byłam w grupie już od jakiegoś czasu i żeby nie było - sprawdziłam regulamin, sprawdziłam posty innych, dużo było linków do blogów więc też poczułam przyzwolenie. Po kilku postach dostałam upomnienie.. Grupy już nie pamiętam, usunęłam się z niej szybciutko :) ciasteczka wyglądają przepięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie "najciekawsza" jest ta selekcja przez Administratorów grupy "kozła ofiarnego" ;) Zawsze mnie zastanawia, na jakiej zasadzie akurat do danej osoby się czepiają - fizjonomia ze zdjęcia się nie podoba, czy co? :P

      Usuń
    2. Albo nazwa bloga, haha, właśnie mi się przypomniało, że w jednej z grup kilka dobrych miesięcy temu moje posty były usuwane bez żadnego upominania. A innych nie. Więc pewnie to zdjęcie bo wtedy miałam inne, haha, oj szkoda czasu i nerwów na na niektórych.

      Usuń
  5. Oj znam to :-) z takich grup uciekam. Nie będę się "narażała" na fochy. Kochana nie przejmuj się, ich sprawa i to one tracą :-) a ciacha super, sama bym takie teraz zjadła :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a ja właśnie dostałam nauczkę, by bardziej selektywnie w grupach kulinarnych się udzielać ;) Zapamiętam ja na długo ;)

      Usuń
  6. Dziwne zachowanie według mnie. Niby dlaczego nie dawać linka. Nie będę się nad tym zastanawiać bo i tak nie zrozumiem. Na fb wszyscy dzielą się wszystkim i w sumie jest ok. Przecież, jak kogoś nie interesuje dany temat, jedzie myszką dalej po prostu . W jakąś dziwną grupę wdepnęłaś .
    Ciasteczka śliczne na sam widok, smak pewnie też boski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że dziwne, bo podlinkowywanie potraktowano jako natrętne "zmuszanie" czytelników do klikania w niego. Wirtualnie pistolet do skroni komuś najwyraźniej w ten sposób przystawiałam...

      Usuń
  7. Ja też unikam takich grup. W końcu po to się ma blog aby go reklamować czyż nie tak?? A co do ciasteczek są idealne i pięknie wyglądają , aż się by chciało obślinić monitor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagadałaś o ślinieniu monitora i akurat swój herbatą zaplułam :P

      Reklamować, dzielić się przepisami, prowadzić kuchenne dyskusje, wymieniać się przydatnymi tipami = to dla mnie sedno kulinarnego blogowania i nie rozumiem jak może to komukolwiek przeszkadzać...

      Usuń
  8. Ktoś mi kiedyś powiedział, i miał rację: "czy Ty wiesz, ile dajesz od siebie? Ile czasu, pracy i zaangażowania? Za to należy Ci się, żeby ludzie weszli na bloga" I tak właśnie do tego podchodzę :) nie ma mnie w grupach, gdzie nie mogę dodać linku:) A ciasteczka na pewno pomogły, bo u mnie by zadziałały...takie maleństwa słodziutkie :-D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj > głowa do góry. W grupach w których jestem można podawać linki, ale są takie w których tylko naturalne produkty bez gotowców np: Vegeta czy mozzarella.Jest też taka w której dowcipy, życzenia, kotki i pieski przy przepisach są normą i muszę przyznać że na początku to mi przeszkadzało > ciężko było znaleźć przepis pod brokatem. Jednak założycielka stała twardo przy swoim > grupa jest otwarta więc zanim ktoś zechce dołączyć to ma możliwość zobaczenia co zawiera, bo nie samym chlebem człowiek żyje ( sama wiesz bo też tam jesteś z czego bardzo się cieszę :) ). Są ważniejsze rzeczy niż przejmowanie się fanaberiami osób które chyba w realu nie bardzo są doceniane i w ten sposób chcą odreagować > ewentualnie tak zwalczają konkurencję! Ciasteczka zapewne wypróbuję niebawem, bo wyglądają smakowicie to będą na deser dla wnusia.

    OdpowiedzUsuń

Miło, że wpadłeś. Proszę, zostaw po sobie ślad... Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie :)