środa, 17 lutego 2016

4 kulinarne sposoby na pokonanie grypy


Czyli jak zwyciężyć wredne choróbsko i nie zmęczyć się w kuchni

Zaczyna się niewinnie. Od zwyczajnego jestem dziś zmęczona, zrobię to jutro, albo chyba zakręcę kaloryfery, bo strasznie dziś gorąco


Potem odkrycie że, mimo iż kaloryfer wyłączony, nadal jakoś tak grzeje, a na czole powoli pojawiają się niepozorne kropelki potu. 


Jak na złość zaczyna się wtedy psuć cała reszta. 

Katar przecieka przez nos, mutacja dopada gardło, a na dodatek z irytującą regularnością coś stuka w głowie. Rytmiczny ping-pong niemalże, żesz qrna!

Rozdrażnienie z każdą chwilą narasta. Symptomy się nawarstwiają. Pojawia się lekkie zaniepokojenie tym uprzykrzonym stanem bycia. 

Ale zaraz zaraz… Chyba się nie poddam? Czas pokonać te wredne choróbsko!

Oto moje 4 sprawdzone, kulinarne sposoby na uciążliwe przeziębienie i upierdliwą grypę.
 


1. Dieta STOP, czyli kochane słodkości witajcie!

Jest kilka dni w roku, kiedy terapia zaciskania pasa idzie w odstawkę. Święta? Też. 


Najważniejszym jednak okresem, kiedy różnego rodzaju łakocie wiodą prym w diecie codziennej, jest leczenie choroby. 

No przecież skądś się wzięła teoria, że zwiększona liczba endorfin wprowadza błogi nastrój, a dzięki temu przyspiesza leczenie. To co, czekoladkę?



2. Gotowanie przez telefon


Punkt drugi uzupełnia nieco wcześniejszą teorię. 


Co by tu dziś ugotować? Ale ale, przecież chora jestem! Pizza hawajska, a może cztery sery? Dawno nie jadłam kebaba. Nieee… Dziś mam ochotę na chińczyka. Mniam, mniam. 

Tylko jaki był numer do kucharza? Ok, już znalazłam. Chciałabym zamówić… Dowóz za pół godziny? Ok, jakoś dam radę...


 

3. Patent na „Kochanego”
 

Kochanie miałabym ochotę na takie ptysie z bitą śmietaną, wiesz, te z naszej cukierni. I do tego jakiegoś owocka w tym sklepie tuż za rogiem. A może jeszcze jakiś sok do picia? 

Wyszedłbyś i mi kupił? Plisssss... Jesteś moim autentycznym skarbem, prawdziwym bohaterem. 

A zrobiłbyś mi jeszcze gorącej herbatki z cytrynką? Dzięki, Kochany jesteś. Cmok.

 
Ostatni patent wydaje się najprostszy. Oto i on!

wtorek, 16 lutego 2016

Lekarstwo z kiwi, cytryny i miodu

Czyli CO JEŚĆ, aby NIE zapaść na grypę, NIE dać się przeziębieniu i generalnie NIE chorować!


Nie ma to jak wyjechać na urlop i wrócić z niego z grypą [sarkazmem ociekam]. Okazało się, że lotniska i miejsca turystyczne wyjątkowo sprzyjają o tej porze roku podłapaniu wirusa.

Jeszcze lepiej [sarkazm do potęgi] wojnę toczyć ze wspomnianą grypą prawie dwa tygodnie, w międzyczasie nie będąc w stanie wstać z łóżka z racji horrendalnej gorączki, ledwo widząc na oczy z winy koszmarnego kataru i wypluwać sobie płuca wraz z gruźliczym kaszlem.

Jakby tego było mało [no sarkazmu mi niemalże nie wystarcza!], nie ma to jak po przebytej grypie nabawić się komplikacji pogrypowych i faszerować antybiotykiem kolejne dwa tygodnie.

A można było obejść się bez tych "atrakcji" [sarkazm aktywny]... A wystarczyło sobie miksturę z kiwi zrobić i podjadać zapobiegawczo...


Recepturę na lekarstwo z kiwi, cytryny i miodu podpatrzyłam na www.smaczny.pl i od razu popędziłam wypróbować. Zapobiegawczo już nic nie poradzi, ale za to "do pionu" pomoże wrócić!

Słowa lekarstwo używam tu bardzo swobodnie. Jest to raczej taka swoista "bombka witaminowa", która ma pomóc w przeciwdziałaniu, albo zwalczaniu infekcji. Albowiem witamin w tej miksturze dużo!


 
Kiwi - inaczej "chiński" agrest".

Jest ogromnym bogactwem witaminy C, która wzmacnia odporność i chroni organizm przed infekcjami, a także skraca czas ich leczenia.

Owoc nie traci swoich właściwości w trakcie przechowywania i nawet po 6 miesiącach zawartość witaminy C pozostaje na poziomie 90% w stosunku do świeżo zerwanego owocu. 
[źródło: www.poradynazdrowie.pl




Cytryna - wcale nie jest królową witaminy C, ale ma jej na tyle dużo, by wspomagać odporność i łagodzić przebieg infekcji.

Zawiera jednak sporo rutyny, która zapobiega utracie witaminy C z organizmu i uszczelnia naczynia krwionośne.

Z jedzeniem plastrów cytryny lub piciem jej nierozcieńczonego soku należy jednak uważać, gdy boli gardło - zamiast przynieść ulgę, może podrażnić chorą śluzówkę.
[źródło: www.poradynazdrowie.pl]  



Miód - ojciec medycyny Hipokrates twierdził podobno, że swoje długie życie (111 lat) zawdzięczał spożywaniu dużych ilości tego produktu.

Miód podnosi odporność, ma właściwości antybakteryjne (niektóre bakterie zwalcza lepiej niż antybiotyki), jest idealnym środkiem na przeziębienie (łagodzi kaszel suchy i mokry, przynosi ulgę w bólu gardła). 
[źródło: www.poradynazdrowie.pl]



Składniki na 1 mały słoiczek:
  • 2 owoce kiwi 
  • sok z 1 cytryny
  • 2-3 łyżki naturalnego miodu - u mnie ciemny, gryczany

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Zawijany chleb o smaku pizzy

Pieczywko z włoską duszą
 

Dziś "na tapecie" ketchup w roli głównej! A to wszystko za sprawą świątecznego konkursu organizowanego jeszcze w starym roku przez Ketchupy Kotlin. Udało mi się zostać jedną z laureatek, stąd w nagrodzie mam teraz zapas ketchupu na cały rok :)

Poniżej potrawa konkursowa, która zapewniła mi wygraną :) 

Piekąc mój zawijany chleb, inspirowałam się przepisem z bloga moje bistro. Aż ślinka mi pociekła na widok takiego zawijanego pieczywka, koniecznie więc musiałam go sama wypróbować.

Zachwycający jest w tym chlebie urzekający aromat ziół i przypraw, połączony z ostrym smakiem sera wędzonego i pomidorowym ketchupem.  

Zamykając oczy, można się zapomnieć i mieć wrażenie degustacji włoskiej pizzy, a nie zwykłego pieczywa.
 
Składniki na 1 keksówkę o wymiarach LxWxH 30x12x10cm:

CIASTO CHLEBOWE:
  • 350g mąki pszennej - u mnie tortowa typ 450
  • 100g mąki pszennej pełnoziarnistej - graham drobna typ 1850
  • 30g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 4 łyżki oliwy + 2 łyżki do posmarowania chleba przed pieczeniem 
  • 150 ml wody - letniej 
  • 150 ml mleka - letniego
NADZIENIE:
  • 1 cebula
  • 2 łyżki oliwy
  • 40g sera - u mnie twardy ser wędzony Radamer
  • 150 ml ketchupu łagodnego Kotlin
  • 1 łyżeczka oregano
  • 1 łyżeczka bazylii
  • 1 łyżeczka przyprawy greckiej do sera feta
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki czosnku granulowanego
  • 1/4 łyżeczki pieprzu cayenne

środa, 20 stycznia 2016

Sałatka z selera naciowego z dodatkiem bakalii

Świeże połączenie warzyw i suszonych bakalii w lekkiej sałatce


Selera naciowego nienawidziłam kiedyś żarliwie! Najwyraźniej jednak "na starość" smak się zmienia, bo obecnie coraz częściej z przyjemnością sięgam po to warzywko przygotowując obiady. Niedawno na ruszcie z selera piekłam pyszną rybkę: Pieczona dorada z selerem, czosnkiem i figami. Dziś z kolei prezentuję orzeźwiającą sałatkę z selerem naciowym jako głównym składnikiem.

Przepis podprowadziłam Ciotce Dance :P Oczywiście za przyzwoleniem wypróbowania we własnej kuchni :)

Jeśli mimo wszystko ktoś nadal podejrzliwie do selera podchodzi, niech odrzuci wątpliwości! W tej sałatce jest niemal niewyczuwalny, choć w składzie go dużo - łodygi świeżego i konserwowy ze słoika ;) W połączeniu ze świeżym ogórkiem i słodkimi bakaliami, smak selera nie wybija się zbytnio, a całość jest cudownie orzeźwiająca i soczysta.



Składniki na 1 dużą miskę:
  • pęczek selera naciowego
  • 1 słoik selera konserwowego [320g]
  • 1 ogórek świeży - długi
  • 100g żurawiny suszonej
  • 100g rodzynek
  • 100g ziaren słonecznika - uprażyć na patelni
  • 1 mały pęczek szczypiorku
  • 2 łyżki jogurtu naturalnego
  • 1 łyżka majonezu - lub w wersji bardziej dietetycznej, w ogóle zrezygnować z majonezu i poprzestać na jogurcie
  • sol i pieprz - do smaku

wtorek, 19 stycznia 2016

Wegańska Wigilia - relacja z warsztatów kulinarnych

Źródło: dajprzepis.pl
Stół wigilijny w wegańskim wydaniu!

W końcowych dniach grudnia, tuż przed samymi Świętami Bożego Narodzenia, wzięłam udział w intrygujących i pysznych warsztatach kulinarnych Wegańska Wigilia

Organizowane były one w klimatycznym i z lekka rustykalnym miejscu Centrum Kultury Dzika Historia w Warszawie, przez Dolce&Vegan, a prowadzone przez Elę Krawczykowską.

Motto jakie przyświecało warsztatom było niewątpliwie chwytliwe: Chcecie przyrządzić coś wegańskiego na stół wigilijny, ale nie macie pojęcia jak zaimponować rodzinie? My was nauczymy! 

Źródło: ervegan.com
Wszystkie zaprezentowane dania były wegańskie, bezcukrowe oraz bezglutenowe, ale ciągle pyszne i intrygujące. Oto jak obala się mity, że kuchnia wegańska jest mdła, nijaka i schematyczna!  

Na warsztatach własnoręcznie przyrządziliśmy i co najważniejsze wspólnie zjedliśmy (!):
  • korzenne boczniaki a'la śledzie
  • majonez wegański
  • kartoffelsalat z domowym majonezem, cebulą i ogórkami kiszonymi
  • smalec z białej fasoli
  • pasztet z zielonej soczewicy ze śliwką i majerankiem
  • tofurnik
  • kutia z kaszą jaglaną
  • witariańskie kuleczki piernikowe
Każdy uczestnik został obdarowany zbiorem powyższych przepisów, krok po kroku przeprowadzających przez etapy gotowania poszczególnych potraw.  

Źródło: Dolce&Vegan
Zanim przejdę do relacji z warsztatów, kilka słów o samej idei weganizmu.

Jest to nie tylko dieta, a wręcz odwrotnie, wegański sposób odżywiania jest tu jedynie częścią całej ideologi. 

Weganizm to styl życia kierujący się zasadą minimalizowania udziału w wykorzystywaniu zwierząt poprzez odpowiednie wybory związane z dietą, ubraniami, kosmetykami czy rozrywką

Weganie, podobnie jak wegetarianie, nie spożywają mięsa i innych produktów, których pozyskanie wymaga zabicia zwierzęcia. W odróżnieniu od wegetarian, uważają jednak, że jakiekolwiek czerpanie korzyści z wykorzystywania innych jest niedopuszczalne. Dlatego też, weganie nie spożywają mleka i jego przetworów oraz jajek i miodu. [źródła: weganizmteraz.pl oraz www.zostanwege.pl]

Wracając do warsztatów...

Źródło: www.otwarteklatki.pl
Przesympatyczna, prowadząca Ela, niezwykle zajmująco opowiadała o wegańskich smakach i swoich doświadczeniach z tym sposobem gotowania i stylem życia. Pozostali uczestniczy warsztatów również chętnie dzielili się swoją fascynacją wegańskimi tematami. Zetknęłam się tu z kompletnie od mojego odmiennym światopoglądem, poznałam interesujących ludzi i nauczyłam czegoś nowego :)

Potrawy jakie Ela nam zaproponowała miały ciekawy skład i stanowiły bardzo intrygujące odpowiedniki tych bardziej tradycyjnych dań mięsnych czy warzywnych.  Zafascynowały mnie zwłaszcza wegańskie zamienniki majonezu czy domowego smalcu - tak banalnie proste do przygotowania, jeśli tylko zna się na nie sposób :) 

Wiele z prezentowanych dań pozostawiło na moich kubkach smakowych permanentne wrażenie i wyjątkowo zgrabnie wpasowało się w moje smaki. Z pewnością będę do nich wracać w mojej kuchni! 

Część przepisów zdążyłam już osobiście wypróbować i zjeść w rodzinnym gronie:
Podsumowując, na pewno będę starała się wprowadzać coraz więcej dań kuchni wegańskiej do mojego menu, ale raczej jako sposób na poszerzenie horyzontów, niż kompletną zmianę światopoglądu. 

Jako wnuczka hodowcy i rolnika, przyzwyczajona jestem do korzystania z produktów odzwierzęcych w codziennym jadłospisie i od małego miałam do czynienia z tą bardziej brutalną stroną wiejskiego łańcucha pokarmowego. Jak najbardziej szanuję jednak wybory innych, a kuchnią wegańską zamierzam się dalej inspirować.

Poniżej fotorelacja z warsztatów:

niedziela, 17 stycznia 2016

Karkówka duszona w papryce

Obiad jednogarnkowy - nieskomplikowany i mało pracochłonny


Pomysł na dzisiejszy przepis na obiad podwędziłam swojej Rodzicielce :) Przepadam za tym daniem i zawsze niecierpliwie wyglądałam dnia, kiedy lądowało ono na naszym obiadowym stole. Kolorowa papryka i pyszna, krucha karkówka na talerzu - czegóż chcieć więcej!

Składniki na solidne porcje dla 4-5 osób - jak mniej solidne, to i dla 6-ciu:
  • 1 i 1/2 kg karkówki bez kości
  • 2-3 papryki różnokolorowe - u mnie akurat tym razem jednokolorowo czerwono
  • 4-5 średnich cebul - przyjmuje się generalnie proporcje 3 cebule na 1kg mięsa
  • sól, pieprz, papryka słodka, papryka ostra - do smaku
  • olej

sobota, 16 stycznia 2016

PROSTE HISTORIE - Konkursowe kuchenne rewolucje na Łysej Górze

Czyli jak pewne trzy damy zupę w konkursie warzyły

Delikatnie prószył śnieg. Powietrze było przyjemnie rześkie od trzaskającego mrozu. 

Niebo nad Łysą Górą robiło się co raz bardziej zatłoczone. Co chwila z furkotem przelatywał ktoś na swojej turbo miotle lub dawno nietrzepanym dywanie. 

W powietrzu czuć było strzelające iskry. W ogóle atmosfera była jakoś wyjątkowo napięta.

Ktoś, kto z boku obserwowałby te wydarzenia stwierdziłby: Pewnie kolejny zlot jakichś miejscowych świrów! Ponowna PROSTA HISTORIA, którą lokalni dziennikarze określą mianem imprezy stulecia, a nagłówki będą z gazet krzyczały: 
IGLOTEX!... KONKURS!... RUSSELL HOBBS!...


Na samym szczycie, przy ogromnym kotle, krzątały się trzy nieco przykurczone postaci. Ich nakrycia głowy nie przypominały czapek kucharskich, a jednak odczuć można było, że tajemną magię kulinarną opanowały dogłębnie. 

- Ale się tego dziś zlazło! Wszak to chyba z tysiąc gęb do wyżywienia! - utyskiwała najmniejsza z nich.

- Hedwisiu, jakoś damy radę. Kilka magicznych sztuczek i zupa będzie wyśmienita! - zapewniała z przekonaniem druga, hipnotycznym wzrokiem mierząc gotowy do warzenia kocioł.


- Same zobaczycie, jeszcze będą chcieli dokładki! - nieprzerwanie prorokowała nadal pokaźna blondyna, zamaszystym ruchem przewiązując długie włosy zieloną frotką. 

- Magda, Ty i te Twoje rewolucje! - zrzędziła trzecia, pocierając ogromnego, swędzącego pypcia na nosie. 


- Którą dziś gotujemy? - przerwała dywagacje zniecierpliwionym głosem Hedwisia, patrząc swoim nieco przekrwionym okiem w kierunku kotła. 


- Może zieloną?... - zadumała się Gryzelda i jeszcze raz potarła uprzykrzonego pypcia.

- Niech będzie! – postanowiła Magda i zaczęła sprawdzać stan niezbędnych składników.


- Skrzydła nietoperza! 
 
- Są! - krzyknęły pomocnice.


- Świeżo wyciskany jad żmii! 

 
- Jest - przytaknęły zgodnie Hedwisia i Gryzelda.


- 10 soczystych ropuch!

- Obecne - z uśmiechem zadowolenia przytaknęła Hedwisia. To był jej przysmak!

- Języki jaszczurek!

- Mamy, mamy, mamy! - krzyknęły pozostałe niewiasty gromkim głosem.

- Bulion z zadków cielęcych!

- Tak, tak, tak! - znowu rozległo się chóralnie nad kotłem.

- Śmietana 30%!

- Co takiego?... - zająknęła się przestraszona Gryzelda.


Hedwisię nawet złapał chwilowy tik nerwowy. Jej czerwone oko wyglądało tak jakby miało zaraz wyskoczyć spłoszone z oczodołu. 


piątek, 15 stycznia 2016

Piernikowe boczniaki a'la śledzie po wegańsku

Wegańsko, bezcukrowo, bezglutenowo!


Jakiś czas temu wzięłam udział w wegańskich warsztatach kulinarnych organizowanych przez Dolce&Vegan - dokładna relacja wkrótce na blogu.  Przygotowywaliśmy tam wegańskie odpowiedniki wielu tradycyjnych, polskich potraw. Nauczyłam się nie tylko, jak w prosty sposób zastąpić mięso i ryby w danym daniu, ale również jak łatwo podmienić cukier, czy gotować kompletnie bez glutenu.

Jedną z potraw, które zrobiły na mnie największe wrażenie, były "śledziki" w oleju. Na pierwszy rzut oka nie miały one nic wspólnego z daniem wegańskim. Nic bardziej mylnego! Wystarczyło śledzia zastąpić smażonym boczniakiem. Nie będę twierdzić, że smak i wygląd potrawy zupełnie ten sam, ale jednak na tyle zbliżony, że tak przygotowane boczniaki w ostateczności za śledzia mogły robić ;) 

Jak dla mnie furorę w tym daniu robiła zalewa olejowa, przyprawiona niekonwencjonalnie bo przyprawami korzennymi i piernikowymi. Pierwszy raz jadłam "śledzia" w takiej odsłonie i stwierdzam z pełnym przekonaniem, że zalewę będę powielać i wykorzystywać w przyszłości, nie tylko do "śledzia" :)



Składniki na porcje dla 4 osób:
  • 200g świeżych boczniaków
  • 1 mała cebula
  • olej roślinny - do smażenia

ZALEWA OLEJOWA:
  • 1/2 szkl. oleju rzepakowego tłoczonego na zimno
  • 1 łyżka musztardy
  • 1 łyżeczka syropy z agawy - zaopatruje się w Rossmanie w dziale ze zdrową żywnością
  • 1-2 łyżeczki octu jabłkowego - w zależności od smaku
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 1 liść laurowy
  • 1 goździk
  • 1 nasionko kardamonu - lub szczypta kardamonu mielonego
  • 1/2 łyżeczki przyprawy do piernika
  • 1/3 łyżeczki kminu rzymskiego mielonego
  • 1/3 łyżeczki cynamonu
  • 1/3 łyżeczki imbiru mielonego
  • szczypta soli - do smaku

czwartek, 14 stycznia 2016

Goły jeździec na śniadanie

Czyli druga młodość czerstwego chleba :)


W szale twórczym upiekłam tak dużo pieczywa, że nie udało się nam go zjeść póki było jeszcze świeże i miękkie. 

Włos na głowie mi się jeży na myśl o marnowaniu pożywienia, więc zaczęłam szukać inspiracji na spożytkowanie czerstwego już mocno pieczywka. Z pomocą przyszła Bożenka z bloga Moje domowe kucharzenie, która podsunęła mi nietuzinkowy pomysł na czerstwy chleb w postaci... Gołego jeźdźca!

Czemu taka nazwa??? A nie mam pojęcia! Ale jest chwytliwa i wesoła, przyjęłam ją i będę powielać :) 

Żródło: autokrata.pl
Niejaka Bafka dywaguje tu nad etymologią frazy, dopatrując się jej źródeł w sposobie nazwania tego specjału w innych krajach: w Niemczech jako Armer Ritter, w Norwegi jest to Arme Riddere, a w Anglii mają miano Poor Knights of Windsor. Może i ziarno prawdy w tym jest, kto wie? :)

Jako składnik podstawowy Gołego jeźdźca użyłam czerstwego chleba z twarogiem i rodzynkami - przepis był niedawno na blogu TU. Wyśmienicie wpasował się tu w słodkie, waniliowe smaki końcowego produktu.

Składniki na porcję dla 1 osoby:
  • 2 duże i grube kromki czerstwego chleba z twarogiem i rodzynkami
  • 1 jajko
  • 3 łyżki mleka
  • 1 łyżeczka domowego cukru waniliowego + 1 łyżeczka dodatkowo do posypania po usmażeniu
  • 1 łyżka bułki tartej - czubata
  • 1 łyżka mąki żytniej - czubata
  • 1 łyżeczka oleju
  • 1 łyżeczka masła

środa, 13 stycznia 2016

Czekolada, że Yapa opada... Pan Yapa oczywiście!

Terravita zawsze ze mną!

Dawno, dawno temu... gdzieś w zamierzchłej przeszłości... W krainie, w której Wanda nie chciała wyjść za Niemca, a potem tego gorzko żałowała. Gdzie smok owcami się obżerał pod pewnym zamkiem. A niejaki Twardowski z podejrzanymi typami wchodził w konszachty.

Zaraz, zaraz, ale chyba nie o tym miała być ta historia...

Na małym ekraniku Pat nie mógł dogadać się z Matem. Fasolki śpiewały z Zającem Poziomką. Co jakiś czas w odwiedziny wpadała Ciotka Klotka. A łysy facet w czarnym podartym wdzianku, stojący przy bulgoczącym kotle, powtarzał na okrągło, że nie cierpli pewnych niebieskich ludzików (jego kot z politowaniem dołączał: „Ja też, ja też!”).

No ale kiedy w końcu będzie mowa o czekoladzie? Albo czy w ogóle będzie...? Będzie! Bo w końcu pojawił się ON! 


Źródło: gazetaolsztynska.pl
Dziarskim krokiem wpadł na scenę. Czapkę z daszkiem, zakrywającą modną fryzurę, opuścił uwodzicielsko na oczy. Pod marynarką w trzy paski kipiało wysportowane ciało. I do tego ten uśmiech! I ten głos! Można było się rozpuścić z wrażenia, jak czekolada zbyt długo trzymana w dłoniach w upalne, letnie dni.

Nie będę gołosłowna. Popatrzcie i powiedzcie czyż nie mam racji?!


 

Nie mam? No dobra niech będzie. 

Ale jednego jestem pewna! Może gotować nie umiał, gust do ciuchów miał z lekka kontrowersyjny, no i zdecydowanie dopadła go „zemsta fryzjera”, ale za to na czekoladach znał się wyśmienicie!

Zresztą spróbujcie sami. Jestem pewna, że zgodzicie się ze mną, że w tym przypadku „Nie ma lipy”! 


Od najmłodszych lat Terravita zawsze ze mną! Rekomendacjom Pana Yapy przysłuchiwałam się wtedy gorliwie i stosuję się do nich do teraz. Jestem pewna, że gdyby Pan Yapa posmakował dziś Pełnej gorzkiej, 70% cacao, nadal śpiewałby z przekonaniem: 

Oto przepis jest bajkowy
Terravita! Terravita!
Pyszne mleko z polskiej krowy
Terravita! Terravita!
Kiedy dodasz doń kakao, czekoladę masz wspaniałą
Terravita! Terravita!
Czekolada znakomita! Czekolada wyśmienita!
Terravita! Terravita!

Źródło: www.poradnikhandlowca.com.pl

zBLOGowani.pl

Wersja do druku

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...